piątek, 28 września 2012

Ostatnie godziny

Juz za chwile wybieramy sie do lotniska, zjesc i wydac reszte forsy!
Bosko bylo, chetnie wrocimy.
Do zobaczenia juz w Polsce, Londynie lub w Niemczech.
Caluska

środa, 26 września 2012

Pierwsze zdjęcia w strojach

Dziś syrenki się pojawiły. Poszły spacerkiem do miasta,  oglądały kitesurferów, zjadły obiad i wróciły na pierwszą sesję zdjęć. Zobaczysz w albumie. Może podpowiesz jakieś inne pozy na drugą sesję?

poniedziałek, 24 września 2012

Syreny się przemieniły w buraki

Więc dziś nie będzie jeszcze sesji zdjeć. Czerwone ciało nie jest zbyt atrakcyjne. Judka dziś w pokoju,  bo przesadziła ze słońcem. Nasz hotel sie nazywa "Puerto Palos". Jest tu dużo zwierząt. Jeden duży pies, jeden mały. Czarny i rudy kot,  które przychodzą i chcą być pieszczane. I jest ptak,  który nas zawsze obserwuje gdy jemy.
Dodałam parę nowych zdjęć.

niedziela, 23 września 2012

dwie syrena na plaży

Plażujemy się w Máncora. Nasz hostel odrazu przy plaży. Wczoraj byłyśmy na zakupach bikini i monokini. Najpierw opalimy się a potem będzie sesja zdjęć w seksownych strojach.

sobota, 22 września 2012

Talara

Jesteśmy w Talara nad morzem. Tu niestety ciężko załatwiać sprawy w hotelu, bo nic a nic nie umią po angielsku. A tak fajnie nam szło. Najpierw nas wystraszyło,  że nie doszła rezerwacja, a potem się okazało,  że 90 dolców nie jest to cena za pokój tylko od osoby. A na stronie internetowej było inaczej. Nie dogadałyśmy się zbytnio przez google translate. A wkońcu jakiś gość przyszedł i nam pomógł. Potem wziął nas swoim samochodem po mieście. Trwało to tylko 10min. Niezbyt fajnie tu, więc jutro dalej do Máncora,  gdzie zabukowałyśmy już pokój przy samej plaży. Na cały hotel to tylko my i facet jesteśmy jedyni gośćmi. Zaprosił nas na kolację. Jutro nas podwiezie do autobusu. To się nazywa szczęście w nieszczęściu.

czwartek, 20 września 2012

Zostajemy w dżungli


Udało mi się wstawić nowe zdjęcia. Dziś chłodniej i od razu lepszy internet. Jak widać, Liliana założyła tu rodzinę więc zostajemy. A tak naprawdę to nie było już miejsc w samolocie i lecimy dopiero jutro i znów przez Limę. Nie ma nigdzie bezpośrednich lotów. Więc byczymy się dalej, potem pójdziemy na targ. Kupimy sobie coś i może pierwszy raz sobie ugotujemy obiad. Koleś z hostelu coś mi mówił o jakimś festiwalu. Jeszcze zobaczymy co wymyślimy dzisiejszy dzień.        
Link do nowych zdjęć

środa, 19 września 2012

Muyuna Logde

Przeżyłyśmy. Jesteśmy całe i zdrowe. Dla Liliany spęłniło się marzenie a ja się ciesze,  że nie było aż tak strasznie. Miałyśmy fajnego przewodnika, który cały czas flirtował z Lilianą. Zobaczyłyśmy małpy wysoko w drzewach,  mnóstwo różnych ptaków,  tarantulę,  szare i różowe delfiny,  cajmana małego,  żaby i łowiłyśmy piranie. Prawdę mówiąc to ja raczej je tylko karmiłam,  bo co zanóżałam to już mięsa nie było. Lilianie się bardziej udawało. Spałyśmy w fajnym bungalosie,  który był pół otwarty ale dookoło w siecie przeciw komarami. Nad nami w dzień spały nietoperze a w nocy latały i robiły chałas jak pozostała dżungla. Jedzenie 3 razy dziennie i bardzo nam smakowało. Wruciłyśmy do Iquitos i zaprosiłyśmy naszego przewodnika do restauracji pływającej na amazonce. Był nawet basen. Po paru drinkach znalazłam się w wodzie. Dziś byczymy i zastanawiamy się co dalej! Za niedługo będziemy na plaży. Już się ciesze i mam nadzieję,  że spotkamy fajnych surferów.

Zaczyna się przygoda w dżungli.

Dziewczyny siedzą w dżungli a przed wyjazdem Judka napisała taki tekst, który się nie ukazał ze względu na słaby internet.
Oto ich nastroje przed wyruszeniem z Iquitos:                                              data 15.09.2012

Liliana wyluzowana i w swoim elemencie, bo czuje się jak w Tajlandii. Ja z kolei chyba nie będę spała kolejne noce ze strachu. Wylądowałyśmy w Iquitos, a tu każdy ma mototaksówkę. I to taki, że się przestraszyłam. Nigdy w życiu nie zasiadłabym w Peru za kierownicę, bo odrazu bym zginęła. Nie kapuję ich system lub każdy jedzie jak chce. Dotychczas nie widziałyśmy stuczki. Na każdym rogu ktoś nam proponuje wycieczkę w dżungle. Liliana już załatwiła nam wyprawę czterodniową i mamy zabrać tylko nam bardzo potrzebne rzeczy.Więc w następne dni nie będę miała dostępu do internetu (nawet tu w mieście okropnie wolny ten internet, że nie wiem czy mi się uda chodź jedno zdjęcie załadować. A czy komórka będzie mi w dżungli działać to nie wiem, ale jak zobaczę węża lub tarantulę lub skorpiona to będę wrzeszczała, że nawet będzie słychać w europie. See you later aligator...

niedziela, 16 września 2012

Sylwestra pozdrawia z Giszowca

Dziewczyny zdobywają dżunglę, więc ja umieszczam jednego posta z Giszowca od ich wielbicielki i stałej czytelniczki
Pozdrawiam Anka

piątek, 14 września 2012

Przemieszczanie sie

Dzis duzo sie nie dzialo. Jestesmy z powrotem w Cusco. Jutro trzeba znow rano wstac i na lotnisko. Mamy nadzieje, ze nam sie wszystko uda i dolecimy do dzungli (miasto Iquitos).

środa, 12 września 2012

Machu Picchu

Wczoraj w południe pociągiem dojechałyśmy do Aguas Calientes. Pospacerowałyśmy sobie po targu. Nie mogłyśmy wybrać upominki,  bo ich tu naprawdę za wiele. Wieczorem poszłyśmy wreszcie zjeść świnkę morską. Smakuję dobrze,  lecz tego mięsa trzeba się naszukać. Dobrze że przedtem zamówiłyśmy sobie napchane awokado pysznymi rzeczami.
Spałyśmy do 4:30. Zjadłyśmy śniadanko i biegiem na Machu Picchu,  bo tam najfajniej być gdy słońce wchodzi. Zupęłnie mokre z potu dotarłyśmy za 1,5 godziny. Tam widok przepiękny. Zrobiłyśmy sesję zdjęciową i zwiedzałyśmy wszystko po kolei. Coraz więcej ludzi się schodziło. Liliana i ja byłyśmy bardziej zachwycone zadomowionym lamom,  które były takie słodkie. Na końcu ja znalazłam jeszcze fajny punkt geodezyjny. Taka już moja choroba robocza.
W południe robiłyśmy siestę, potem znów na stragany i pyszne awokado.

poniedziałek, 10 września 2012

Kamisaraki

Tym słowem witali nas na pływających wysp uros. Serdeczni ludzie którym zazrazdzamy im ich życie. Pokazali nam jak się buduje wyspę, więc jak nie wrócimy to wiadomo,  że budujemy własną. Fajnie się po tym, nazwijmy to słomę, chodzi chodź trochę się zapada. Poznałyśmy tam Julię,  która pokazała nam swoją chatkę. Niestety nie znalazłyśmy dla siebie przystojniaka,  więc popłynęłyśmy dalej na wyspę taquila. Tam zjadłyśmy pyszną rybę. Dowiedziałyśmy się wiele fajnych rzeczy o tych niesamowitych ludziach.
Z powrotem na lądzie poszalałyśmy trochę na punkcie zakupach upominek.

niedziela, 9 września 2012

Ale zimno

Jesteśmy w Puno. W nocy jest tu około 0°C. Dziś wybieramy się na jezioro zwiedzić wyspy.

sobota, 8 września 2012

Nasze nogi bola

Wrocilysmy cale, zdrowe, szczesliwe, ale bardzo zmeczone z trekingu przez Colca Cañon. Nie zle pogonil nas nasz przewodnik Iwan po gorach i dolinach. Jutro bedziemy mialy taaaaaaaakie duze zakwasy. Najbardziej trudno nam zchodzic.

Pobutka byla o 2:30 rano. Zabrano nas o 3 z takim autobusem na 20 ludzi. Pierwsze 3 godziny jechalismy, wiec podano nam koce i poduszki. Dotarlismy do Chivay gdzie zjedlismy sniadanie. Caly wyjazd byl co do minuty zaplanowany, wiec robili nam co chwile stresu, ze trudno bylo sie chodz troche odprezyc. Po sniadaniu jechalismy z godzine na taras widokowy, gdzie ogladalismy latajace kondory. Powiem, ze te ptaki sa z bliska taaaakie brzydoty.
Mielismy 40min potem pojechalismy jeszcze dalej i zaczal sie nasz treking. W grupie nas bylo 6 a czworka byla z niemiec. I zaczelo sie 3 godziny tylko w dol. Okolo 1200m a nie bylo latwo. Po polowie zaczely sie nam dygotac nogi. Na dole przekroczylismy most i wreszcie troche w gore, gdzie czekal na nas obiad. Po przerwie dalej, juz troche zestresowani, bo okazalo sie, ze jestesmy grupa bardo wolna, a bylo jeszcze duzo drogi do noclegu przed nami . O 18 robi sie ciemno, a w tej dolinie nie ma zadnego pradu. Jakims cudem dotarlismy w ostatniej sekundzie przed zachodem. Caly dzien cieszylismy sie na basen i wciagu 10min juz plywalismy sobie pod takim niebem, jak widac na wsi na Jankach. Bylo cudownie. Zjedlismy kolacje, i padlismy do lozka w chacie z bambusa. Troche sie balysmy, ze cos nam wejdzie pod kaderke, ale przezylismy.

O 4:30 znow pobudka i 1200m w gore na wysokosc 3200m. Na ostatnich silach wyciagnelismy sie w ciagu 4 godzin. Zmeczone, bo coraz mniej tlenu i coraz bardziej slonca, ale baardzo szczesliwe i dumne z siebie, ze przeszlysmy okolo 22km w sumie. Na gorze sniadanko, dalej na dwoch punktach widokowych, odpoczelysmy w goracych zrudlach, obiad, wyjazd na prawie 5000m autobusem i na koniec juz z powrotem do Arequpy. Ledwo co zyjemy. Jutro rano autobusem do Puno.

Wiecej zdjec w galerii, tutaj bede wstawiala tylko pare.

czwartek, 6 września 2012

Zaczyna byc wysoko

Przez noc jechalysmy 10 godzin z Nasca do Arequipy. Zwiedzilysmy miasto. Zjadlysmy pyszny obiad na baaardzo ladnym terasie. Troche nas juz boli glowa od tych titajacych na okraglo samochodow. Mnie sie juz myla jezyki bo z Liliana po polsku, jak chcemy cos kupic po hiszpansku, glownie probujemy zagadywac po angielsku a gdy sie okaze, ze ludzie z niemiec to ja po niemiecku. A przeliczanie walut jeszcze gorzej. Placi sie tutaj dolarami lub solami, ale caly czas przeliczamy sobie na euro, funkty i zlotowki.


Wiecej zdjec w galerii: kliknij tutaj

My big fat Birthday Party


Nastal wreszcie dzien moich urodzin w Nazca. Obuzilam sie o niczym wiedzac. Sniadanie podano mi do lozka. Mialysmy byc przygotowane na godz. 10, ale juz jak sie domyslilysmy, to napewno nas nie zabiora punktualnie aby poleciec samolotkiem nad liniami nasca.

Wiec poszlysmz najpierw do malego uroczego muzeum a o 14.30 wreszcie zabrali na na lotnisku. Tam zapoznalam dziewczyne z Niemiec i mowila, ze juz czeka 2 godziny. No to myslalysmy, ze mozemy sobe zrobic sieste, ale nie trwala cala godzine i nagle poszlo wszystko szybko. Kontrola, zdjecia przy samolocie, zapinanie pasow i leciiiiiiiiimy. Mialysmy nie zla skorke gesia z wrazen. Tak nas w tym samolocikiem rzucalo, ze po 20min troche nam sie zaczynalo robic zle, ale i tak pokazywalysmy pilocie ze wszytko w porzadku. Na pocztku bylo trudno nam zauwazys te linie, ale coraz lepiej nam to szlo. Po 40min i naprawde ladowaniu jak po masle, nogi nasze znow staly na ziemi. Zpowrotem w hostelu, najpierw musilysmy odpoczac. 
Ale dlugo nie polezalysmy, bo nas glod zlapal i poszlysmy jesc w "El Porton". Lokal bardzo ladny, atmosfera super. Bylo tyle miejsca, ale kelner posadzil nas tuz kolo wiekszej grupy. Okazalo sie, ze to ludzie z Niemiec. Gdy zaczeli jeszcze spiewac kobiecie Happy Birthday to mnie normalnie ruszylo i jak zkonczyli to krzyknelam po niemiecku "Od jednej solenizantki do drugiej, wszystkiego najlepszego" a tu wzysy najpierw w szoku a potem smiech i mi tez gratulowali. Ich przewodnik cos powiedzial kelnerwoi i pol godziny pozniej przysnieli nam solenizantka taki jakis fajny koktail, a potem nawet pyszne ciacho. Przesiadlysme sie z Liliana do grupy, zjadlysmy, rozmawialismy a miedzyczie jakis zespol zaczal grac nam Happy Birthday i inne fajnie piosenki. Niezle sie pobawilismy i musze przyznac, ze to byly najfajniejsze urodzinki moje. 

środa, 5 września 2012

Busy

Sorki,  ale nie mam czasu rozpisywać się. Samo wstawianie zdjęć mi dużo czasu zajmuję,  bo nie opanowałam jeszcze ten tablet. Dojdziecie na galerię po lewej stronie kliknac na Album. Będę się starała choć 10 zdjęć na dzień wstawiać.
Wszystkim którzy pamiętali o moich urodzinach z serca wam dziękuję.


Sorry,  habe momentan keine zeit zu schreiben. Fotos uploaden dauert leider eine stunde, aber werde mich bemuehen wenigstens 10 taeglich hochzuladen. Einfach auf links auf den Link "Album" klicken, dann gelangt ihr zu den Fotos.

wtorek, 4 września 2012

Najlepsze życzenia urodzinkowe

Kochana Judytko,
Ciocia Marysia zadzwoniła dziś do mnie i powiedziała, że nie jest pewna czy
udało jej się wysłać sms z życzeniami urodzinowymi, więc na jej specjalne
życzenie przesyałm Ci WSZYSTKIEGO DOBREGO Z OKAZJI URODZIN !!!

Ale ponieważ myślę, że wszyscy mieli podobne problemy to pod tę piękną różą
z Godziszki podpisują się:
- Mama
- Tata
- Dziadziuś
- wujek Zenek i ciocia Marysia, Adam, Gosia, Daniel, Lila nie, bo pewnie Cię
już wyściskała sama
- ciocia Bożenka, wujek Bogdan, Magda, Piotrek, Tomek, Agnieszka, Adaś
- wujek Andrzej
- ciocia Irena, wujek Janusz, Robert, Sebastian, Grzegorz, Ola i Maja
- ciocia Nusia
No i jak wcześniej Anka, Krzysiek i Martin

Jak VIP

Wyspane wstałyśmy i powoli pakowałyśmy się. Taksówka zabrała nas do dworca autobusowego. Tam zdziwione super organizacją czekałyśmy jedząc churros ,aż wreszcie mogłyśmy wchodzić. Kontrola jak na lotnisku z dodatkiem nagrywania każdego z nas na wideo. Wszystko było kontrolowane i monitorowane, żczyłyśmy się bezpieczne. Zasiadłyśmy na fotelikach i okazało się, że jest ful wypas.

Takiego wyposarzenia nigdy wcześniej nie widziałam. Obiad podano nam i bardzo smakował. puszczali filmy, ale ciekawsze były dla nas widoki. Z jednej trony gory, z drugiej morze.



Dojechałyśmy do Nasci wypoczęte mimo 6 godzin jazdy. Wyszłyśmy i odrazu kupiłyśmy następne bilety, bo tak nam się spodobało w tym autobusie. A gdy dotarłyśmy do hostelu to też odrazu zamówiłyśmy bilety na samolot nad liniami nazca.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SIOSTRZYCZKO

Kochana siostrzyczko,

Wszystkiego najbardziej odjazdowego, mnóstwa wrażeń i świetnej zabawy w Peru
z okazji urodzin życzą Ci Anka, Krzysiek i Martin

poniedziałek, 3 września 2012

Jak u siebie w domu

Spałyśmy jak zabite,  Liliana trochę zmarzła i rano zbudziła nas dziewczyna,  która w naszym pokoju się odrazu położyła spać. Próbowałyśmy zasnąć,  ale lipa,  więc poszłyśmy na pyszne śniadanie. Piłyśmy naszą pierwszą herbate "mate de coca", po której czułyśmy się trochę dziwne. Niestety nie będę mogła ją przywieźć, jest zabronione,  bo ma w sobie małą dawkę kokainy.


Wyruszylysmy do centrum naszej dzielinicy, tam koty rosly na drzewach a dzieci bawily sie na ulicy. I nawet zalapalam sie na poranne cwiczenia, ktore byly prowadzone przez przystojniaka. Nie zle umial ruszyc dupka. Ta starsza Pani w zielonym na koncu mnie chwalila, ze dobrze sobie radzilam i pocalowala nas erdecznie w policzek na porzegnanie.

No i pierwsze co zwiedzilysmy byla galeria "Larcomar". Jest wkuta w skali i ma przepiekny widok na morze. Czulysmy sie jak w Europie. Kupilysmy sobie bilety na autobus, ktorym zwiedzilysmy miasto, , ale nie mialysmy tylko oczy na architekture budynkow lecz tez ciala.






Wieczorkiem poszlysmy spacerkiem do muru milosci. Tu calowaly sie same pary. Liliana szukala swoje imie na murze. Obiecala gdy znajdzie, to bedzie znak, ze musi zostac w Peru. Jak myslisz, znalazla?

niedziela, 2 września 2012

Zmordowane

Wreszcie jestesmy na miejscu w Limie. Juz ledwo co sie na nogach trzymamy. Szybki prysznic i do lozka.

Wir sind endlich am Ziel Lima angekommem. Wir halten uns gerade eben noch auf den Beinen. Schnell unter die Dusche und ab ins Bett.

piątek, 31 sierpnia 2012

Judka już wyrusza ...


Judka gotowa do drogi do kwadratu czyli na dwa plecaki.
Vaya con Dios SIOSTRZYCZKO !!!!

Anka
ps. Jutro Cię budzę o 4 rano, żebyś nie zaspała na samolot, po balandze w Warszawie z Sebastianem.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Goodbye Deutschland

Hier eine kleine Erinnerung für meine Mädels zuhause. Es wird schwer sein, alles abzuhacken (besonders der Auftritt bei "Goodbye Deutschland"*), aber ich werde mir die allergrößte Mühe geben. Dieser Blog wird überwiegend auf Polnisch sein, aber wenn ich genug Zeit finde, schreibe ich auch ab und zu mal was auf Deutsch.
Kommentieren dürft ihr trotzdem alles ;)
Also dann, wünscht mir Glück, dass ich alles schaffe!


*habe mich gestern beworben, bin mal gespannt auf deren Antwort ;)

sobota, 25 sierpnia 2012

Judka szlifuje blog


Judka nie martw się o stringi, im na pewno bedzie dobrze w Peru. Bo wiadomo - do dupy jest w Peru :)

Pozdrawiam Anka

poniedziałek, 30 lipca 2012

Pierwsze noce



No to zabokowane pierwsze 2 noce w
151 Backpacker Hostel B&B

sobota, 18 lutego 2012

Drugi krok

Wlasnie Judka kupila sobie bilet, bo zdecydowala, ze napewno bedzie wylatywala z Warszawy!

piątek, 17 lutego 2012

Pierwszy krok

15. lutego Liliana kupila sobie bilety! Wsiadzie w Londynie, poleci przez Amsterdam do Limy.
Judka jeszcze zwleka, bo nie wie do konca, skad bedzie wylatywala.